Aloes uczula i jest dobry na wszystko. Wystarczy mi ten z marketu albo z parapetu. Te i inne odpowiedzi słyszę, gdy rozmawiam o aloesie. Pora rozwiać wątpliwości. Pora wytropić mity i zapamiętać fakty.
Mam aloes na parapecie i nie muszę kupować innego.- Jeśli do ozdoby- masz rację, nie kupuj innego, doniczkowe są mało wymagające, a rozcięty liść na oparzenie przy kuchence gazowej zawsze możesz użyć. ALE. Spróbuj nosić ze sobą doniczkę wszędzie. Albo zabrać do Grecji na wakacje. No dobra, nad Baltyk jest bliżej, weź, bo masz duży bagażnik. Albo jednak weź w tubie czysty miąższ na nośniku żelowym i nie bój się słonca. Gdy weźmiesz wersję z propolisem, to nawet filtru nie musisz.
Aloes uczula– składnikami uczulającymi jest aloina i emodyna, zawarte są w skórce aloesu, kiedyś używano do produkcji różnych preparatów całej rośliny, teraz niektóre konkurencyjne firmy używają nawet do produkcji soków aloesowych całej rośliny i tyle że dodają chemię aby zniwelować szkodliwe działanie aloiny i emodyny; pytanie tylko czy wtedy jeszcze można mówić o naturalnym, zdrowym piciu?
Aloes jest dobry na wszystko.– daleko posunięte stwierdzenie, niby ok., a ja go nie lubię. Bo zaraz sobie myślę, aha na wszystko to i na nic. Genialna, nie stworzona przez Forever lecz przez Stwórcę roślina zadziwia wciąż badaczy. Ma zdolności adaptacyjne, czyli płynie sobie składnik aloesu w nas i dopiero jak wyczai, gdzie mógłby pomóc – robi to. Stąd to stwierdzenie, że na wszystko. To nie jest jednak lek, to nie cudowna mixtura działająca od razu. Wymaga Czasu. Tak jak miłość, wybaczenie i trawienie Dopiero po 3 wypitych litrach śmiem zapytać – „i jak się czujesz po aloesie”?
Lekarz mi go nie zapisał- tak samo jak nie zapisuje czosnku (nota bene aloesowi bliżej do czosnku niż do kaktusa), prelegentami wykładów o aloesie są niejednokrotnie, naukowcy, lekarze i każdy z nich opowiada swoje pierwsze zdziwienia nad wynikami pacjentów cukrzycowych, nowotworowych, ze złą przemianą materii czy łuszczycą, którzy mocno podparli się aloesem w walce z chorobami.
Aloes jest cały dobry– owszem, skórą ucieszą się farmakolodzy, zrobią dobre środki na przeczyszczenie Prawdziwe skarby są jednak w miąższu, o jego jakości decyduje proces stabilizacji czyli „złapania” dobrych właściwości w fazie aktywnej i zamknięcia ich w dobrych opakowaniach.
Lepiej że jest rozlewany w Polsce to jest świeży i ludzie mają miejsca pracy– jak to mówił Góral „g.prawda” – aloes po 4-6 godzinach od ścięcia traci swoje właściwości, ile czasu leci samolot do Polski z Teksasu i Dominikany gdzie rosną najlepsze okazy Barbadensis Miller? A gdzie czas na stabilizację, testy kliniczne, pakowanie? Pracę w Forever i tak Polacy mają, jako partnerzy biznesowi i najlepsi mają lepsze dochody niż prezydent mojego miasta.
Lepiej jeść polski aloes niż amerykański– w sensie, że hodować w Polsce Aloe Vera Barbadensis Miller? Przykro mi, ale pomarańczy, mango mojego ulubionego też nie wyhoduję w ogródku. Są po prostu rośliny, które wymagają specjalnego klimatu. A gatunek Barbadensis Miller, który jest wieelki najlepiej czuje się w Stanach Zjednoczonych.
Więcej składników ma marchewka, buraki i jabłka i też są zdrowe. Są zdrowe, zwłaszcza jeśli nie z łunni, tylko z ogródka babci. Są jednak takie składniki, których nie ma w innych roślinach. Na tym polega jego Wartość i Skuteczność. Co w sobie ma – więcej w tym artykule.
Jakby był cenny i zdrowy to sprzedawany byłby w butelkach jak taka lepsza woda mineralna a nie w tetra paku jak mleko. A gdyby babcia miała wąsy… Widziałam wodę w szklanej karafce za 350zł za litr i naszą polską wodę Jan w kartonie. Pozostaje mi zapewnić, że żaden producent nie chce splajtować przez złe opakowania mając super produkt. Choć wiem, że wielu tęskni za kultowymi bukłaczkami.
W marketach jest sok aloesowy i też piszą, że 40% miąższu wystarczy 2x tyle sobie wlać do szklanki a nie przepłacać u Paplińskiej. Już przestałam się oburzać, gdy moje dzieci to coś aloesowe w stonce kupują. Lubią ten smak i mają do tego prawo. Jeśli szukasz smaku, jeśli nie zależy składzie, na działaniu, i że cukru jest tam drugie tyle co aloesu – spokojnie kupuj „aloesowe”, zamiast z aloesu.
Po aloesie mam czerwoną skórę. Rozszerza naczynia krwionośne, daje im tlen i „jedzonko”, rumień to nie objaw uczuleniowy.
Po miąższu było mi gorzej – często tak jest. Jesteśmy przyzwyczajeni do natychmiastowych reakcji chemicznych tabletek. Szybko, szybko. A skutki uboczne? Nieważne, na nie też mamy leki. Aloes? Nie ma skutków ubocznych, ale dziala inaczej, często, tam gdzie zaczyna działać – odczuwasz to. Trzeba wytrzymać ten kryzys ozdrowieńczy, na ten czas lekko zmniejszyć porcje miąższu.
Aloes jest taki extra że odrobina wystarczy by świetnie działał na skórę oraz wewnątrz człowieka – Owszem, wiele firm dodaje odrobinę, przy czym wypisuje litanie dobroczynności tej wspaniałej rośliny. W Polsce podobno wystarczy 1-kilka % by nazwać produkt „aloesowy”. Niestety, Nie wystarczy odrobina, jeśli jest rozcieńczony z wodą, pozyskiwany z „pulpy”, „wyciągu”, „soku”, „koncentratu”. Ugotuj marchewkę i wmawiaj mi, że ma tyle witamin co surowa. … W wyniku tych procesów zostaje niewiele składników odżywczych. Jeśli ma działać Naprawdę a nie jako placebo – musi być „żywy”.
I ostatnie „zjawisko” – Kupiłam bukłak już rok stoi w lodówce i nie działa. – Hm… a spróbuj się napić ekologicznego niedojonego mleka. Ok.?
Napisz wszystkie swoje wątpliwości co do aloesu, mojej firmy – w komentarzu – nawet z pozoru „dziwne”. Jestem ciekawa, czy pojawiły Ci się któreś z powyższych myśli kiedyś?
Jeśli zamiast rozmawiać o aloesie chcesz go spróbować – zapraszam na degustacje stacjonarne, zapytaj o kolejny termin w Lublinie lub skorzystaj z konsultacji indywidualnej.
foreverpaplinska@wp.pl
Pięknego dnia życzy Home Manager – Katarzyna Paplińska
Kasiu bardzo dziękuję za wspaniały wykład. Tak właśnie ludzie mówią, bardzo mi się podobają twoje wyjaśnienia. Jeśli pozwolisz będę wykorzystywać twoje argumenty 🙂
Dziękuję Ela, oczywiście korzystaj!
Zawsze najbardziej rozbrajają mnie komentarze, że 'jakby był dobry to by był w sklepach’ albo 'jakby było nie dobre to by nie sprzedawali w sklepach’ 😀 Do naturalnych metod leczenia i pamiętania, żeby „żywienie było lekiem, a leki – pożywieniem” jeszcze musimy dorosnąć. Dlatego warto obalać takie mity! w punkt 🙂
dziękuję, dokładnie tak, nawet dzieci czasem mówią „mamo, dobre, prawie jak ze sklepu”, tępić to trzeba…
Świetny artykuł. Tyle mitów jest odnośnie aloesu, że takie wyjaśnienie pomoże wielu niedowiarkom.Choc sceptycy zawsze zostana sceptykami.
Sceptyk zostaje sceptykiem dopóki nie spróbuje, a spróbuje dopiero gdy zacznie przegrywać z jelitami, łuszczycą czy nowotworem…
No i stała się jasność 😉 Dziękuję za wiedzę w pigułce . Chętnie będę do niej wracała.
Zapraszam!
Świetny artykuł – nie spodziewałam się, że aloes ma tyle właściwości.
Super artykuł podaję dalej 😀👌
Dziękuję!
Moja babcia aloes stosuje niemalże na wszystko! 🙂
Często dostaję takie wiadomości. Cieszę się z każdej Babci 🙂 one jeszcze pamiętają że natura jest genialniejsza od nauki, choć się nie wykluczają. Ale teraz wyobraziłam sobie jak babcia bierze doniczkowego aloesa do Łeby, do torby i na plażę na wypadek oparzen słonecznych albo ugryzienia osy… :))) Jednak łatwiej gdy to jest popakowane w tuby i bukłaki,prawda?
Bardzo fajnie napisane! Twoje argumenty na pewno trafią do większości 🙂
Mam taką nadzieję. Dziękuję!
Aloes to drogocenna roślina, to wiem na pewno! Działa świetnie, często używam do łagodzenia zaczerwienień czy np. skaleczeń. Mam na parapecie, od mamy 😉
Pamiętaj jednak by nie jeść Aloesu Drzewiastego. Wszystkie artykuły piszę mając na myśli Barbadensis Miller, ten jest bogaty dla ludzi, działa wielostronnie. I druga uwaga. Aloes lubi pod pachę wziąć się z kimkolwiek i iść, jak będzie skaleczenie to weźmie bakterie i zaciągnie je do środka, lepiej dookola rany, lub poczekać aż się podgoi, wtedy aloes szybko zregeneruje skórę. Natomiast przy oparzeniu, nie myślimy, tylko szybko paluch pod wodę, potem ścinamy kwiatek, rozcinamy liścia i przykładamy do oparzenia. Ok?
Teściowa zawsze wykrawala miąższ i smarowala za uszami gdy dzieci tylko czuły ból ucha. Działał.
że za uszami działał to cud, takich potwierdzonych opisów nie znam, ale wiem, że z Barbadensis Miller (nie ma go w doniczkach w Polsce za bardzo, chyba że się będziesz starac bardzo w kwiaciarni), do ucha w formie mojej Galaretki Forever owszem działał dzieciakom i nam.
Fajne wyjaśnienia, w sumie rozwiało to też moje niedociągnięcia.
Na zdrowie!